Wczoraj przyjechałem do Nysy. Od jutra będę głosił rekolekcje adwentowe w parafii pw. Matki Bożej Bolesnej.
Jako że mam na nazwisko Gwóźdź, któryś z braci werbistów zażartował sobie: „albo to będzie gwóźdź programu, albo gwóźdź do trumny…”.
I tak sobie dzisiaj nad tym myślę. Gwóźdź programu może być fascynujący. Może przedstawić rekolekcyjny spektakl. A potem owacje, pochwały lub krytyka, komentarze, opinie, etc… Cała uwaga „oglądających program” skupiona na prowadzącym.
Na pewno bym nie chciał, aby rekolekcje adwentowe były „zborem obserwatorów”. Czemu? Bo w takim przypadku w centrum uwagi jest prowadzący program. Być może „widz” się na moment wzruszy, szczerze zachwyci, ale będzie to tylko chwilowa, zewnętrzna emocja. Bo przecież za chwilę będzie następny program. A gwóźdź do trumny? Ten już jest zupełnie inny. Nie tak ulotny. Ten wbija się w serce. Pamięta się go przez całe życie. Ten gwóźdź zamyka „coś” lub „kogoś” na zawsze. Zamyka jakiegoś „trupa”.
Być może tegoroczne rekolekcje adwentowe będą takim momentem w twoim życiu, kiedy zajrzysz wreszcie naprawdę do swojego wnętrza. Może trzeba będzie wreszcie raz na zawsze, pogrzebać jakąś zadrę, żal, wyrzut…. Coś zamknąć.
Sam sobie go nie wbijesz. Sam nie zamkniesz wieka własnej trumny. Musi zrobić to ktoś inny. Sam sobie nie poradzisz. Ktoś musi zrobić ci „łaskę”. Jest coś takiego jak „łaska uświęcająca”. A tę się otrzymuje. Trzeba tylko jej zapragnąć, poprosić o nią i umieć przyjąć. Jeśli tak się stanie, zacznie się nowa rzeczywistość.
Nawet dobrze by było, aby cię dźgnęło takim „ trumiennym gwoździem”.
Możesz być nowym człowiekiem. Przyobleczonym w Chrystusa. Jego „gwoździe” z krzyża zadały mu ból i rany, z których wypłynęła krew. Ta krew nas obmywa. Daje życie. Jest przelana na odpuszczenie grzechów. Gwoździe, którymi Go przybili, posłużyły do zbawienia. Pan Bóg nawet z „gwoździa do trumny” może wyciągnąć wielkie dobro dla Ciebie.
Rekolekcje adwentowe… Po co one są?