W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić. Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie. (Mt 11,25-30)
W bardzo różny sposób można odczytać dzisiejsze słowa Ewangelii i różne obrazy ujrzeć przed swymi oczyma. Najpierw widzimy Jezusa, który wysławia Ojca. Chwali Boga i wskazuje na ich niezwykle bliską relację. Taką, że nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić (Mt 11,27). A jednocześnie jest to taka relacją, w której Jezus posłusznie wypełnia trudną wolę Ojca, czerpiąc siłę właśnie z tej niezwykłej bliskości.
To wcale nie znaczy, że głoszenie Dobrej Nowiny było zawsze łatwe i natychmiast przynosiło owoce. Kiedy popatrzymy na wcześniejsze wersety Ewangelii św. Mateusza, zobaczymy zupełnie inny obraz. Ujrzymy Jezusa, który odczuwa ogromny żal, odrzucenie, ponieważ mieszkańcy Galilei, zwłaszcza jej elity intelektualne – nie przyjęli Jego słów. To musiało zaboleć. Wtedy z ust Jezusa słyszymy wyrzut: Wtedy począł czynić wyrzuty miastom, w których najwięcej Jego cudów się dokonało, że się nie nawróciły. «Biada tobie, Korozain! Biada tobie, Betsaido! Bo gdyby w Tyrze i Sydonie działy się cuda, które u was się dokonały, już dawno w worze i w popiele by się nawróciły (Mt 11, 20-21).
Natomiast ci wszyscy, którzy przyjęli słowa Jezusa z wiarą, są powodem do radości i wysławiania Boga. Jezus nie przypisuje sobie żadnych zasług. Wszystko odnosi do swojego Ojca.
Kolejne słowa Jezusa są skierowane do wszystkich osób utrudzonych. Wielu z nas odnajduje siebie w tej grupie. Przyjdźcie do Mnie wszyscy… (Mt 11,28). Wszyscy, którzy teraz jesteście utrudzeni codziennym pośpiechem, trudem życia, rozczarowaniem, przerażeni jakąś bolesną stratą i lękiem o to, co będzie jutro… Prośmy Jezusa, byśmy umieli znajdować czas na „przychodzenie” do Niego. By dał nam tę łaskę. Jezus nie obiecuje, że zmieni rzeczywistość, że natychmiast rozwiąże wszystkie twoje problemy. On obiecuje, że będzie przy tobie, że cię przeprowadzi przez ciemności, że będzie z tobą w tym, co cię boli, rani, przytłacza; w tym, czego się tak bardzo boisz. Tylko do Niego przyjdź. Nie zwlekaj. Buduj z Nim bliskość. To daje siłę. On zaprasza cię tylko dlatego, że bardzo cię kocha i chce być zawsze blisko ciebie. Bliskość to obecność. Przyjdź.
I ostatni obraz – jarzmo. Czym jest to jarzmo, o którym mówi dzisiaj Jezus? To miłość. Miłość, która jest wpisana w nasze życie, nadaje mu sens, a która niejednokrotnie łączy się z cierpieniem. Od dawna tkwi we mnie zdanie: „Wszystko, co kochasz, będzie twoim krzyżem”. Można się z nim zgadzać, można nie, z pewnością jednak to „jarzmo”, o którym dzisiaj czytamy łączy się z cichością i pokorą. Miłość, krzyż, cichość, pokora – w jaki sposób to wszystko ze sobą pogodzić? Chyba najprościej – patrząc na krzyż Jezusa i ucząc się od Niego Jego pokory, cichości, i takiej miłości, która cierpliwa jest i wszystko przetrzyma (1 Kor 13, 4,7). Taką miłością On kocha każdego z nas.
Jednak niczego się nie nauczysz sam. To Jezus – ten cichy i pokorny sercem – nieustannie cię szuka i prosi, byś do Niego przychodził i od Niego czerpał siłę do życia.