Przeżywamy ostatni tydzień adwentu. Przygotowujemy się już bezpośrednio do celebracji pamiątki narodzenia Jezusa. Trzeba jednak zadbać, by wszelkie nasze zewnętrzne przygotowania: perfekcyjnie wysprzątany dom, pyszne potrawy, prezenty, piękna zimowa aura czy nasze dobre samopoczucie nie przysłoniły nam tego, co najważniejsze, czyli obecności przychodzącego Boga.
Dzisiaj, na trzy dni przed Bożym Narodzeniem, po raz pierwszy odwiedziłem chorych w trzech parafiach, które zostały powierzone mojej opiece duszpasterskiej. Do niektórych miejsc dotarłem tylko dlatego, że jest zima i błoto na drodze zamarzło. Gdyby była inna pogoda – ta podróż by się nie odbyła. A to właśnie tam spotkałem ludzi niezwykle głębokiej wiary, a formy jej przeżywania poruszyły mnie do głębi. Muszę przyznać, że takiego sposobu wyrażania swej wiary nigdy wcześniej nie spotkałem na drogach mojego misyjnego posługiwania. A przecież posługuję już kilkanaście lat. Tego dnia wiele z tych chorych i starszych osób już od rana pościło, odmawiając sobie wszelkiego pokarmu aż do momentu spowiedzi i przyjęcia Komunii Świętej. Wzruszałem się, kiedy starsi, liczący ponad osiemdziesiąt lat ludzie, podczas spowiedzi nie przyjmowali mojego zaproszenia, aby usiąść, ale z wielkim wysiłkiem klękali, całowali stułę, a potem wyznawali swoje grzechy. Łzy cisnęły się do oczu, gdy widziałem ich żal za grzechy i ogromną, szczerą wiarę w obecność żywego Chrystusa w sakramencie pojednania i komunii. Całowali moje namaszczone kapłańskie dłonie, by wyrazić swój szacunek i ufność, że to sam Chrystus przychodzi do nich w osobie kapłana. A ja całowałem ich spracowane, chore ręce, widząc w nich samego Chrystusa. Jeszcze nigdy jako kapłan nie całowałem rąk penitentów z tak wielkim szacunkiem. Dzisiaj robiłem to wiele razy. Nie umiałem inaczej. To był odruch serca. Sam Chrystus i Jego miłość był obecny w naszym spotkaniu. Jeszcze nie tak dawno studiowałem w Rzymie duchowość wielkich mistyków Kościoła i bardzo się nimi zachwycałem. Tutaj w Ukrainie, w czekających miesiącami na kapłana starszych ludziach, spotykam tych, którzy doświadczają i kontemplują obecność żywego Chrystusa w niezwykły, rzadko spotykany sposób. Ich głęboka modlitwa, tęsknota i wiara, są dla mnie najlepszą szkołą duchowości chrześcijańskiej. Żyją tym, czego nauczyły ich matki i babcie w bardzo trudnych czasach komunizmu. Opowiadają mi to ze wzruszeniem, pokazując jednocześnie stare, pożółkłe modlitewniki w języku polskim, które od nich otrzymały, a które stale są ich przewodnikami w modlitwie. Trudno oddać słowami to wszystko, co dzisiaj przeżyłem. W mojej głowie i sercu ożyła wiara mojej babci i tych ludzi, którzy już odeszli, a których tak dobrze pamiętam z dzieciństwa. Kiedyś u nas ludzie również klękali na podwórku lub na ulicy, widząc kapłana niosącego Najświętszy Sakrament. Dzisiaj już to zgubiliśmy. Z pewnością warto do takiej wiary powracać.
Drugim wydarzeniem, które było dla mnie bardzo głębokie, to kapłańskie spotkanie opłatkowe. Wraz z o. Adamem Kruczyńskim SVD pojechaliśmy do miasteczka Bar, które jest centrum naszego dekanatu. Poznałem tam moich braci w kapłaństwie. Razem trwaliśmy najpierw w modlitwie przed Najświętszym Sakramentem, później celebrowaliśmy Sakrament Pojednania i Eucharystię, a na koniec podzieliliśmy się opłatkiem. Wojna, trudne warunki życia i potrzeba bycia pasterzami dla ludzi nam powierzonych, sprawiają, że tworzymy braterską wspólnotę, która pragnie nieść nadzieję i pomoc zarówno tę duchową, jak i humanitarną. Trzeba podkreślić ogromnie ważną rolę wielu sióstr zakonnych, które stale są tutaj obecne. Swoją pracą i modlitwą towarzyszą miejscowym wspólnotom na drogach ich wiary. W pełni można dostrzec tutaj synodalność, która w ostatnim czasie została nam zaproponowana do weryfikacji poprzez synod zainicjowany przez papieża Franciszka. Jest to synadalność zupełnie naturalna, w której działa Duch Święty, a do której nikogo nie trzeba zachęcać w jakiś szczególny sposób. Prosta, głęboka wiara w Boga, Słowo Boże, sakramenty, tradycja są trwałymi elementami, które tworzą nasze wspólne kroczenie z Chrystusem.
Świadectwo wiary, którego doświadczyłem od moich parafian w tych pierwszych tygodniach pobytu w Ukrainie umocniło mnie bardzo w kapłańskim i misjonarskim powołaniu. Sprawiło, że tak bardzo namacalnie czuję Bożą obecności i Jego błogosławieństwo. Tak staje się Boże Narodzenie. Emmanuel, Bóg z nami, przychodzi w bardzo konkretnych życiowych sytuacjach. Niech ten szczególny czas stanie się dla nas wszystkich okazją do bardzo osobistego spotkania z wcielonym Bogiem.
Zapraszam na ukraińska stronę: verbitasua.org