Posted on

Czytania

Tak powiedział Pan do Mojżesza i Aarona: „Jeżeli u kogoś na skórze ciała pojawi się nabrzmienie albo wysypka, albo biała plama, która na skórze jego ciała jest oznaką trądu, to przyprowadzą go do kapłana Aarona albo do jednego z jego synów kapłanów. Trędowaty, który podlega tej chorobie, będzie miał rozerwane szaty, włosy w nieładzie, brodę zasłoniętą i będzie wołać: „Nieczysty, nieczysty!”. Przez cały czas trwania tej choroby będzie nieczysty. Będzie mieszkał w odosobnieniu. Jego mieszkanie będzie poza obozem”. (Kpł 13, 1-2. 45-46)

Bracia: Czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie. Nie bądźcie zgorszeniem ani dla Żydów, ani dla Greków, ani dla Kościoła Bożego, podobnie jak ja, który się staram przypodobać wszystkim, nie szukając własnej korzyści, lecz dobra wielu, aby byli zbawieni. Bądźcie naśladowcami moimi, tak jak ja jestem naśladowcą Chrystusa. (1 Kor 10,31-11,1)

Pewnego dnia przyszedł do Jezusa trędowaty i upadając na kolana, prosił Go: „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: „Chcę, bądź oczyszczony”. Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony. Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił ze słowami: „Uważaj, nikomu nic nie mów, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich”. Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego. (Mk 1,40-45)

Rozważanie

Zdecydowana większość z nas nigdy nie widziała z bliska trędowatego człowieka. I dzięki Bogu.

Kiedy czytałem dzisiaj o ludziach, których dotknęła ta straszna choroba, od razu pomyślałem o moim współbracie – śp. o. Marianie Żelazku SVD. Jako bardzo młody, bo zaledwie dwudziestodwuletni chłopak, pół roku po złożeniu pierwszych ślubów zakonnych, został aresztowany przez Gestapo i uwięziony w obozie koncentracyjnym w Dachau. Tam, w nieludzkich warunkach, przeżył pięć strasznych i bolesnych lat. W swoich wspomnieniach tak pisał: (…) mówiłem sobie: prawie już nie wierzę, że stąd wyjść mogę, chciałem zawsze, choćby na czworakach, wyjść z tego grobu obozowego i zostać misjonarzem. Ile razy któryś z moich kolegów seminaryjnych umierał w obozie (z 26 zginęło 14), stawałem się jakby spadkobiercą i jego powołania. O. Marian Żelazek doczekał wyzwolenia obozu w 1945 roku, ukończył seminarium i już w 1950 roku wyjechał do Indii. Dostrzegając nędzę, pogardę i odrzucenie ludzi trędowatych, utworzył dla nich kolonię, w której zapewnił im warunki do godnego życia. Opatrywał ich rany, nie używając rękawiczek ochronnych, a wiemy, że rany człowieka trędowatego są zupełnie inne niż zwykle skaleczenia. Mówili na niego Bapa (Ojciec). Kochał ich, a oni kochali jego. Przeżył wśród trędowatych pięćdziesiąt sześć lat.

Spotkałem go tylko raz w życiu. Jako starszy już człowiek, odwiedził nasze seminarium i do dzisiaj pamiętam jego ciepłe spojrzenie i niezwykle radosne oczy. Dzielił się z nami doświadczeniem swojego życia i mówił: Tylko misjonarz żyjący głęboką wiarą, uprzejmy i tak zwyczajnie dobry, może przybliżyć ludziom Chrystusa. Jego życiowe motto brzmiało: Nietrudno być dobrym, trzeba tylko chcieć!

Te wspomnienia pomogły mi przy medytacji dzisiejszego Słowa i pozwoliły odnieść do mojego życia. Chociaż nie mam kontaktu z ludźmi trędowatymi, to przesłanie dzisiejszego Słowa jest skierowane do mnie, tu i teraz. Wskazuje nie tyle na konkretną zakaźną chorobę, jaką jest trąd, ile na pewne mechanizmy, które mogą rodzić się w naszych sercach. Myślę, że może mieć to związek z trwającą pandemią, która jest czymś zupełnie innym niż trąd, ale może niekiedy podobnie wpływać zarówno na osoby, które zostały zainfekowane tym groźnym wirusem, jak również na też te, które żyją obok.

Pandemia sprawiła, że w relacjach rodzinnych, sąsiedzkich czy wspólnotowych pojawiło się wiele serdeczności, opiekuńczości, zatroskania i miłości. Siłą rzeczy, ze względu na dobro innych, konieczna jest również izolacja, odosobnienie. Niekiedy, niestety, rodził się  w nas ogromny lęk, a czasem nawet odrzucenie.

Dzisiejsze Słowo może nas wiele nauczyć i pokazać właściwy kierunek. Pierwsze czytanie podkreśla powagę sytuacji i wzywa do odpowiedzialności za innych. Choroby nie należy lekceważyć, trzeba zachować wszelkie możliwe środki ostrożności. Trędowaci musieli „mieszkać poza obozem”, mieć zasłoniętą brodę (przypomina to dzisiejszą maseczkę) i ostrzegać, aby inni się do nich nie zbliżali (por. Kpł 13, 45-46). To miało zapewnić innym maksymalną ochronę.

W Ewangelii Jezus pokazuje swoje miłosierdzie i boską moc. Podejmuje dialog i dotyka chorego na trąd. Chce, aby został on oczyszczony. Nie szuka rozgłosu, ale poleca wypełnić wszystko, co było związane z wiarą i Prawem Mojżesza. Nie jest to jednak jedynie kurczowe trzymanie się przepisów, ale chodzi mu o danie świadectwa. Czego możemy nauczyć się z tej sytuacji? Myślę, że przede wszystkim tego, by z wiarą i zaufaniem  pójść z tym do Jezusa, upaść przed Nim i prosić Go o pomoc. Trędowaty mówi do Jezusa: Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić. Nie wymusza oczyszczenia. Zdaje się całkowicie na Jego wolę.

Jeśli choroba dotyka kogoś z rodziny czy znajomych, postawa Jezusa uczy nas, że nikogo nie wolno odtrącać ani piętnować. Nawet jeśli ktoś jest chory zakaźnie. Wiem, że jest to bardzo trudne, zarówno dla samego ciężko chorego człowieka, jak i dla osób, które są obok, troszcząc się o niego. To one często czują bezradność i bezbrzeżne zmęczenie. Czasem nawet najbardziej życzliwe słowa wydają się zbyt małe, a nawet niepotrzebne wobec dramatu i cierpienia drugiego człowieka. Słuchając dzisiejszej Ewangelii, chciałbym, abyśmy razem z tym chorym na trąd człowiekiem, spojrzeli na Jezusa i prosili Go o oczyszczenie. O oczyszczenie tego, o czym On doskonale wie, że nas zabija, chociaż może nie jest tak widoczne jak trąd.  A jednocześnie, abyśmy umieli jeszcze raz powtórzyć słowa tej modlitwy, której On sam nas nauczył: Bądź wola Twoja, jako w niebie, tak i na ziemi. Nie wymuszajmy, po prostu prośmy, ufając w dobroć Boga.

Posłuchajmy raz jeszcze słów człowieka, który swoim życiem wskazuje właściwą postawę: Tylko misjonarz żyjący głęboką wiarą, uprzejmy i tak zwyczajnie dobry, może przybliżyć ludziom Chrystusa.

Nietrudno być dobrym, trzeba tylko chcieć!

http://www.marianzelazek.werbisci.pl/