Kiedy Apostołowie w Jerozolimie dowiedzieli się, że Samaria przyjęła słowo Boże, wysłali do nich Piotra i Jana, którzy przyszli i modlili się za nich, aby mogli otrzymać Ducha Świętego (Dz 8, 5-8. 14-17).
Pana Chrystusa miejcie w sercach za Świętego i bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest (1 P 3, 15).
Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania. Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Pocieszyciela da wam, aby z wami był na zawsze, Ducha Prawdy, którego świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna (J 14, 15-17).
Zastanów się, co dla ciebie znaczy zwrot: „Przyjąć słowo Boże?” Pomyśl dobrze, bo to pierwszy krok dzisiejszego rozważania. „Przyjąć” – znaczy otrzymać i zachować, mieć na trwałe, a nie „przyjąć” na chwilę, a później gdzieś zostawić. Nie wystarcza mieć Biblię w domu na półce. „Przyjąć” to mieć z nią stały kontakt. Otwierać ją i czytać słowo Boga, rozważać je, nosić w sercu. Wtedy zacznie ono w nas żyć. Od żywego kontaktu z tym słowem zaczyna się nasze życie duchowe, czyli takie, w którym pojawia się konkretna relacja. Nasza wiara jest relacją. Słowo Boga – to przecież sam Jezus. Kiedy zaczynamy systematycznie czytać, słuchać i przebywać ze Słowem, wówczas zaczyna się dziać coś niesamowitego. Słowo zaczyna do nas mówić. Tworzy się w nas obszar „sacrum”, czyli zaczynamy mieć Chrystusa w sercach za Świętego, tak jak mówi dzisiejsze pierwsze czytanie. Ojcowie Kościoła nazwali ten sposób czytania „lectio divina”, czyli czytanie duchowe; czytanie sercem. Oczywiście, Słowo musi przejść przez nasz umysł w postaci medytacji, ale powinno zatrzymać się w sercu. To wcale nie jest takie trudne, jak może się nam wydawać. Wystarczy tylko sięgnąć po słowo Boże i wtedy przychodzi z pomocą Duch Święty. Przecież na większość z nas biskupi – następcy Apostołów – włożyli ręce podczas bierzmowania i ten sakrament jest „aktywny”. Duch Święty chce w nas działać. Problem polega w tym, że albo nie słuchamy z uwagą i w należytym skupieniu, tak jak zrobili to mieszkańcy Samarii, albo po prostu nie jest ono dla nas ważne, bo mamy na głowie inne sprawy. Może być również tak, że nie zachowujemy przykazań, o czym wspomina Ewangelia i wtedy, wskutek złego wyboru, nie dochodzi do chrześcijańskiego wewnętrznego doświadczenia noszenia Pana Chrystusa w sercu (por.1 P 3, 15).
Jest jeszcze jedna konkretna wskazówka, ściśle związana z tą poprzednią: A z łagodnością i bojaźnią Bożą zachowujcie czyste sumienie (1P3,16). To zachowywanie przykazań lub też dbanie o czyste sumienie wcale nie są czymś bez znaczenia. Jeżeli świadomie i dobrowolnie ich nie zachowujemy, to znaczy, że nie miłujemy Jezusa. Nie kochamy Go. Jeśli sumienie nie jest czyste, to trzeba przystąpić do sakramentu spowiedzi. Jeżeli bowiem w sercu kryjemy nasze grzechy, to nie jesteśmy wtedy świątynią Boga i Duch Boży w nas nie zamieszka. Tak jak mówi do nas Piotr w drugim czytaniu: Chrystus bowiem również raz umarł za grzechy, sprawiedliwy za niesprawiedliwych, aby was do Boga przyprowadzić (1P3,18). Taki jest „sędzia”, którego spotykamy w sakramencie pojednania – zabiera nasze grzechy i umiera na krzyżu. Chce nas przyprowadzić do Boga. Tak samo jak mieszkańcy Samarii, możemy otrzymać Ducha Świętego. Dokładnie tak, jak mówi to Jezus. My Go znamy, ponieważ u was przebywa i w was będzie (J 14,17). Tylko trzeba zrobić kilka małych kroków. Najpierw przyjąć słowo Boga. Ono sprawi, że zamieszka w naszym sercu Bóg, a życiu pojawią się konkretne znaki Jego obecności. Później przyjdzie czas na dawanie świadectwa o tym, w jaki sposób działa On w naszym życiu. Zły duch nie będzie miał do nas dostępu. Ci, którzy nie mogą „chodzić wyprostowani” z powodu skomplikowanej sytuacji życiowej albo coś ich „paraliżuje”, zostaną uzdrowieni i tam, gdzie mieszkają, zapanuje radość.
Być może czasem trzeba będzie cierpieć, ale mimo bólu, będziemy potrafili dobrze czynić. Zło, które nas dotyka czy oszczerstwa rzucane przez innych ludzi, będą jedynie powodem do zawstydzenia dla tych, którzy się ich dopuścili. Ci, którzy będą mieli Pocieszyciela w sercu, staną się mocni Jego mocą.
Słowo Boże to nie jakiś slogan. Ono trwa już przez dwa tysiące lat. To, co obiecuje, może stać się udziałem każdego z nas. Ten „ów dzień” może być dla nas właśnie dzisiaj. Wszystko zależy od tego, na ile się otworzymy, przyjmiemy słowo Boga, zadbamy o nasze sumienie. Jezus nie zostawił nas sierotami. Ale wy Go znacie, ponieważ u was przebywa i w was będzie (J 14,17). Jego przebywanie w nas jest tym, do czego jesteśmy zaproszeni. Jezus używa czasu teraźniejszego. To znaczy, że działa tu i teraz. Może stać się obecny w twoim życiu, działać w nim, ponieważ jest żywy i prawdziwy. Obiecuje: Nie zostawię was sierotami: Przyjdę do was (J 14,18). Chcesz Go przyjąć?
Ale wy Mnie widzicie, ponieważ Ja żyję i wy żyć będziecie. W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was (J 14,19).