Cóż to za rozmowy prowadzicie z
sobą w drodze? (Łk 24,17)
Zupełnie niespodziewanie kilka tygodni temu dla wielu z nas droga, którą wędrowaliśmy zupełnie się zmieniła. Wszystko jest inaczej. Jak gdyby to, co było wcześniej, przestało mieć tę samą dynamikę. W naszych sercach pojawił się smutek, ból, cierpienie, niezrozumienie. Niektórzy bardzo tęsknią za tymi, którzy nie mogą wrócić do domu lub za tymi, którzy odeszli na zawsze. Podobnie jak to robią uczniowie wędrujący do Emaus, prowadzimy ze sobą różne rozmowy. Czego one dotyczą? Cóż to za pytanie! Przecież wszyscy wiedzą, co się stało. Mimo to, Jezus dzisiaj pyta: Cóż takiego? Z pewnością każdy z nas opowiedziałby Mu to wszystko, z czym teraz musi się zmagać. I trzeba to zrobić choćby podczas chwili osobistej modlitwy. Jednak czy w tej naszej opowieści pojawiłby się temat Jego obecności dokładnie na tym etapie drogi naszego życia, na którym teraz jesteśmy? Może jest tak, jak z uczniami: idziemy, coś opowiadamy z przejęciem, ale Go nie rozpoznajemy. Nie rozpoznajemy żywego Jezusa obecnego tu i teraz. Ciągle jest kimś z odległej przeszłości, jakby nieobecny w naszej rzeczywistości. Albo – dokładnie tak, jak mówią uczniowie w drodze do Emaus – „spodziewaliśmy się” czegoś zupełnie innego. Nie tak miało być! I nie ma w tym nic złego, bo skoro tak się przydarzyło tym, którzy doskonale znali Jezusa, to co dopiero nam? To naturalny etap na drodze wiary. Ważne, aby rzeczywiście to była droga. Biskup Jorge Novak SVD przywołał w jednej ze swych książek znane w krajach hiszpańskojęzycznych powiedzenie: Se hace camino al andar. (Drogę czyni się, idąc). Trzeba iść, nie można stać w miejscu. Być może gdzieś w drodze uświadomimy sobie, jak nieskore są nasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy… (por. J 24,25)
Mija trzecia niedziela po zmartwychwstaniu Jezusa. Co będzie dalej? Jezus szanuje naszą wolność i nie chce się „wpraszać” w nasze życie. To czas, kiedy potrzebna jest nasza inicjatywa, decyzja, prośba, nawet uporczywość. Trzeba Jezusa zatrzymać. Tak jak oni: Lecz przymusili Go, mówiąc: „Zostań z nami…” (Łk 24, 29). To bardzo ważne, aby dzisiaj szczerze i osobiście poprosić Jezusa: „Zostań! Bo już nie mogę iść dalej. Wszystko się zmieniło i zrobiło się tak jakoś przerażająco smutno”. Dokładnie to czuli Łukasz i Kleofas po ukrzyżowaniu Jezusa, gdy nie umieli jeszcze uwierzyć, że On żyje. Jeśli poprosisz, Jezus wejdzie i zostanie w Twoim życiu. Bez tej szczerej prośby, bez decyzji, by zaprosić Jezusa na drogi naszego życia, będziemy ludźmi, którzy zaledwie coś tam „słyszeli”, że On zmartwychwstał, że można Go spotykać, cieszyć się Jego pokojem. Tak jak ci dwaj uczniowie, którzy „słyszeli” od kobiet, że grób jest pusty, że Jezus żyje i to ich przeraziło. Nadto, jeszcze niektóre z naszych kobiet przeraziły nas: były rano u grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i opowiedziały, że miały widzenie aniołów, którzy zapewniają, iż On żyje (Łk 24, 22-23).
Okazuje się, że na wieść o zmartwychwstaniu można poczuć przerażenie albo…po prostu tak naprawdę nie uwierzyć. Wszystko, co najważniejsze w tej historii, dzieje się podczas łamania chleba. Kiedy wreszcie uczniowie poznali Jezusa: Wtedy otworzyły się im oczy i poznali Go… (Łk 24,31) Dla nas „łamaniem chleba” jest Eucharystia – dar i tajemnica wiary. Słowo Boże wskazuje nam dzisiaj ten kierunek drogi. To podczas Eucharystii dokonuje się spotkanie i poznanie. Nawet jeśli teraz nie możemy iść do kościoła, to nie znaczy, że nie odkryjemy tego w głębi swego serca. Może to „wybicie z rytmu”, wyjście z dobrze znanego schematu okaże się decydujące. Ważne, aby w Eucharystii odkryć na nowo obecność Jezusa. Może inaczej niż do tej pory. Wtedy powtarzane od lat słowa: Głosimy śmierć Twoją Panie Jezu, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie i oczekujemy Twego przyjścia w chwale! będą szczerym wyznaniem wiary w Jezusa żywego i obecnego w naszym życiu. Dawanie świadectwa, że „Pan rzeczywiście zmartwychwstał!” stanie się naturalną częścią twojej drogi.