Wszystkie czytania tej niedzieli dotykają życia i śmierci. W każdym z nich jest mowa o tym, że Bóg działa w każdej, nawet najtrudniejszej dla nas sytuacji. Śmierć to ustanie życia. Ezechiel ukazuje naród wybrany, który znajduje się w takiej sytuacji, że Pan Bóg przychodzi i „otwiera ich groby”. Paweł pisze o śmiertelnym ciele, a Ewangelista Jan opisuje śmierć Łazarza. Czy jednak, słuchając tego słowa, mamy koncentrować się na śmierci? Być może trzeba również i taką myśl dopuścić do świadomości. Jednak Pan Bóg mówi dzisiaj coś bardzo ważnego. A mówi to nam, którzy wprawdzie pozornie zdajemy sobie sprawę, że nie znamy dnia ani godziny (Mt 25,13), bo śmierć przyjdzie jak złodziej (por. Mt 24,43), ale… raczej jednak gdzieś w głębi serca jesteśmy przekonani, że jeszcze wiele przed nami. W jakiejkolwiek sytuacji jesteśmy, czasami może ona wydawać się skrajnie beznadziejna, Bóg zawsze chce nas prowadzić ku nowemu życiu. Zawsze przynosi nam nadzieję. Udzielę wam mego ducha, byście ożyli, i powiodę was do kraju waszego, i poznacie, że Ja, Pan, to powiedziałem i wykonam (Ez 37,14). Chce, abyśmy poznali, że „On jest Panem” i uświadomili sobie, że życie bez Niego nie ma przyszłości. Jeśli Go w naszym życiu nie ma, z czasem zwyczajnie się gubimy.
Święty Paweł pisze do Rzymian, że ciało podlega śmierci ze względu na skutki grzechu. Jest również taka śmierć, która następuje trochę inaczej. Ciało wprawdzie żyje i chwilowo ma się dobrze, jednak kiedy świadomie i dobrowolnie wybieramy grzech, pozbawiamy się życia duchowego. Odwracamy się wtedy od Boga i żyjemy jedynie według ciała. Ci, którzy według ciała żyją, Bogu podobać się nie mogą (Rz 8,8). To grzech sprawia, że stajemy się grobem jeszcze za życia. Można być w pełni sil fizycznych, a jednocześnie duchowym trupem. I na odwrót – można mieć wyniszczone ciało i znajdować się u progu śmierci fizycznej, jak Dobry Łotr wiszący obok krzyża Jezusa, a jednocześnie być w pełni życia.. Wszystko zależy do tego, w jaki sposób spojrzymy na nasze życie. Czy nasze oczy umieją dostrzec w nim obecność Jezusa. Czy słyszymy słowa, które do nas kieruje: Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem, kto we Mnie wierzy, nie umrze na wieki (J 11, 25a. 26).
Warto zadać sobie pytanie, czy wierzę nie tylko w to, że Bóg jest, ale, że On jest życiem i daje życie. Tylko Bóg może wyprowadzić nas z grobu grzechu. Jezus bierze nasz grzech i wtedy życie staje się rajem. Za każdym razem stajemy się nowi. Dla nas to wszystko zaczęło się w chwili chrztu. Tam już przeszliśmy z Nim przez śmierć. Zaczęło się nowe życie. Od tego momentu Duch Jezusa zaczął nas przenikać. Staliśmy się nowym stworzeniem. Od tego momentu Jezus nas usprawiedliwia, a Jego duch daje nam życie. Nie musimy już bać się kary. Przez chrzest uczestniczymy w życiu nieba. Dzisiaj, kiedy medytujemy to właśnie Słowo Boga, trzeba skoncentrować się na naszym chrzcie. On nigdy nie stracił swojej mocy. Duchowa obecność Boga w sercu pozwala wyrwać nas z każdego grzechu i przywrócić nam radość życia. Może dać nadzieję, która pozwoli przetrwać nawet najtrudniejsze chwile. Moc i miłość Jezusa zawsze są blisko nas. Nawet wtedy, kiedy – tak jak w Betanii – wydaje się, że On się spóźnia z niezrozumiałych dla nas powodów. On jednak ciągle przybliża się do tego grobu, do którego wpycha nas grzech. Jezus płacze, bo tak bardzo kocha. Pochyla się nad naszym grobem, wydobywa nas i na nowo ożywia. Dzieje się tak podczas chrztu, ale również w chwili, gdy otrzymujemy rozgrzeszenie w sakramencie spowiedzi.
Być może łatwo było nam wierzyć, kiedy wszystko układało się po naszej myśli, dokładnie tak, jak sobie to zaplanowaliśmy. Kiedy żyliśmy w naszym przewidywalnym, dobrze funkcjonującym świecie. Tak samo jak w Betanii, kiedy Łazarz, Marta i Maria często spotykali się z Jezusem, gdy wiele razy zapraszali Go do swojego domu. A potem Łazarz umiera i nic już nie jest takie jak dawniej. Nawet po wskrzeszeniu. Wszystko się zmieniło. Nasz świat się zatrzymał i wywrócił. Nagle, gdy nikt się nie spodziewał, pojawiła się rzeczywistość, w której różne myśli dotykają naszych serc. Sytuacja staje się coraz bardziej przytłaczająca. Coraz częściej pojawia się strach, niepewność, bezradność i łzy niemocy. Nie możemy uczestniczyć bezpośrednio w Eucharystii, nie ma tradycyjnych rekolekcji wielkopostnych, nie wiadomo, jak będzie ze spowiedzią, z Triduum Paschalnym, z Wielkanocą. Wkrótce przyjdzie poważny kryzys ekonomiczny. Nie wiadomo, co dalej…
Zanim Jezus – na wieść o śmierci Łazarza – poszedł do Betanii, tłumaczył apostołom: Choroba ta nie zmierza ku śmierci, ale ku chwale Bożej, aby dzięki niej Syn Boży został otoczony chwałą (J 11,4). Dzisiaj do naszego pogrążonego w smutku świata, gdy dookoła coraz więcej śmierci, Jezus przychodzi przez to Słowo i – tak jak do Marty – mówi do nas: Czyż nie powiedziałem ci, że jeśli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą?(J 11,40).
Śp. ks. Piotr Pawlukiewicz powiedział w jednym z kazań: Jeśli umrzesz, zanim umrzesz, to nie umrzesz, kiedy umrzesz. Dzisiaj te słowa nabierają szczególnego znaczenia. Umrzyj dla swojego grzechu, a będziesz żył. Pozwól, by Jezus przyszedł do twojego grobu i – jak Łazarzowi – powiedział ci: wyjdź na zewnątrz, a będziesz chodził w świetle Jego obecności.