Kto zgrzeszył? Takie pytanie zadają uczniowie Jezusowi na widok człowieka niewidomego od urodzenia (por. J 9, 1,1). Gdy w naszym życiu pojawiają się trudne doświadczenia, często szukamy przyczyny, chcemy zrozumieć dlaczego tak się dzieje.
Zapewne wielu z nas również zadaje sobie teraz pytanie: Kto zawinił, że dotyka nas tak trudny czas? Jezus odpowiada: Stało się tak, aby objawiły się sprawy Boże. Być może do tej pory sprawy Boże wydawały się nam odlegle. Na co dzień przecież zajmujemy się swoimi sprawami, które często są wystarczająco trudne, by nas przygnieść do ziemi. A sprawy Boże? Słuchając dzisiaj słów Jezusa, warto się zastanowić i zadać sobie pytanie właśnie o sprawy Boże. Czym one są dla mnie?
Trzeba pełnić dzieła Boże, póki jest dzień. Nadchodzi noc, kiedy nikt nie będzie mógł działać (J 9,4).
Dowiedzieliśmy się dzisiaj o śmierci księdza Piotra Pawlukiewicza. Mądrego, niezwykle doświadczonego kapłana oraz wspaniałego kaznodziei, który obdarzony został niezwykłym poczuciem humoru, by o sprawach najważniejszych mówić z radością. Posłuchałem jednego z jego kazań, którego słowa bardzo mnie poruszyły i skojarzyły z dzisiejszą Ewangelią:
…chciałem wam powiedzieć o tym, że wszyscy tu obecni w kościele mamy skarb. Skarb, za który niektórzy ludzie oddaliby samochód, oddaliby swoje wille, oddaliby podwarszawską rezydencję. Wszystko, co tylko mają. Proszę mi uwierzyć. Niektórzy ludzie za ten skarb daliby wszystko. Gdybyśmy tylko mogli im go dać. Co to jest za skarb? To jest czas. Ci, którzy są w czyśćcu oddaliby cały majątek, żeby wrócić tu na jedną spowiedź. Ci, którzy są w czyśćcu oddaliby cały majątek, żeby wrócić tutaj chociaż na jeden dzień postu. Oddaliby wszystko, aby wrócić tutaj i powiedzieć jedno słowo: przepraszam! Ale nie zdążyli. Bo nie chcieli. A my to mamy. Mamy czas. To jest naprawdę nieprawdopodobna wiadomość. Masz może jeszcze tę niedzielę, ten tydzień, może ten rok, może następnych dziesięć lat. Możesz przeprosić, możesz się wyspowiadać, możesz odmienić swoje życie. To tak jak z klasówką, którą pamiętam. Profesor chodził między ławkami. No i jakieś jedno zadanie nam nie wychodziło, coś tam kombinowaliśmy. W końcu napisaliśmy do końca. Oddaliśmy klasówkę i pytamy: Panie Profesorze, teraz już może Pan powiedzieć, jak to trzecie zadanie trzeba było rozwiązać. I odpowiedź: Podnieść do kwadratu, podzielić przez dwa i wyciągnąć pierwiastek… O Matko! Nogi nam się uginają. No jasne! Kurczę, że też na to nie wpadłem! To takie proste. Wtedy mamy ogromna ochotę powiedzieć: Panie Profesorze, mógłby mi pan na sekundkę…? Ja tam taki mały błąd popełniłem… Nie, nie, nie…! Prace zebrane. Proszę Państwa, mam dla Państwa drugą dobrą wiadomość. Kartkówki jeszcze nie są zebrane.
Jezus daje nam dzisiaj jeszcze jedną dobrą wiadomość: Jak długo jestem na świecie, jestem światłością świata (J 9,5). Bo tak jak niewidomy z Ewangelii możemy Jezusa nie dostrzegać i skupiać się jedynie na tym, co w naszym życiu jest ciemne i trudne. Albo widzieć swój grzech, tak jak faryzeusze, ale uparcie w nim trwać. Mieć zatwardziałe serce i pogrążać się w jeszcze większej ślepocie. Gdybyście byli niewidomi, nie mielibyście grzechu, ale ponieważ mówicie: „Widzimy”, grzech wasz trwa nadal (J 9,41).
Jezus jest blisko i daje nam czas. Ten właśnie, który trwa. Czas zupełnie inny niż do tej pory. Może on przypominać „ślinę zmieszaną z piaskiem” (por. J 9,6) położoną przez Jezusa na oczy niewidomego. Błoto, przez które nie widać nic. Taki jest obecny czas – ciemny, trudny, niezrozumiały. Może on jednak stać się dotknięciem Boga. Trzeba tylko najpierw otworzyć przed Nim swoje wrażliwe i chore miejsca. Oddać Mu swoją ciemność. Zaufać. Pozwolić, aby działał. Oko w naturalny sposób samo się broni przed piaskiem. My również czasem idziemy w zaparte. Wydaje nam się, że zawsze mamy prawo do obrony naszej grzesznej sytuacji czy podejmowanych decyzji, które ranią innych. Bo przecież my wiemy lepiej. Bo przecież wszyscy tak robią. Uparcie tkwimy we własnych schematach i usprawiedliwiamy swój grzech. Ewangelia pokazuje nam, że przed Jezusem nie należy się bronić. Trzeba się przed Nim zatrzymać, stanąć w prawdzie i w pokorze przyznać do swoich ciemności. A potem posłuchać Jego słów i zrobić to, co każe, czyli obmyć się z błota. Dokładnie tak, jak niewidomy z dzisiejszej Ewangelii. Obmyć się w konkretnym miejscu, które wskazuje Jezus. A miejsce to nazywa się „Posłany”. Sadzawka Siloam skojarzyła mi się z ewangelicznym posłaniem: Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane (J 20, 21-23). W tej „sadzawce”, którą jest sakrament pojednania odpuszczane są nasze grzechy. Tam Jezus dotyka naszej ślepoty i najciemniejszych miejsc. Stamtąd wychodzimy pełni światła, dzięki Jego łasce i przebaczeniu. Ciemność już nas nie ogarnia. Nawet jeśli w tym roku będzie trudno skorzystać z tego sakramentu, to przecież warto przynajmniej szczerze za nim zatęsknić. I kiedy tylko stanie się to możliwe, pójść się oczyścić w to miejsce, które Jezus nam dzisiaj wskazuje. Odkryć jeszcze wyraźniej moc i wartość spowiedzi. Doświadczyć, że nikt w żadnym innym miejscu na ziemi nie będzie w stanie nas oczyścić z naszych ciemności. Tylko Jezus ma taką moc. Uwierz Jego słowom. On jest światłością świata. Zawsze.
Jestem światłością świata (J 9,5).
Całość kazania ks. Pawlukiewicza: