Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty, Pan, Bóg wasz! Kpł 19,2)
To zdanie wypowiedział Bóg do Mojżesza, aby ten następnie przekazał je ludziom. Wszystkie kolejne słowa, które mówi do nas Pan Bóg będą miały dla nas wielkie znaczenie tylko wtedy, gdy poważnie zatrzymamy się nad tym pierwszym zdaniem. Warto dzisiaj zadać sobie pytanie: Co to znaczy być świętym człowiekiem? Albo też sformułować to pytanie bardziej precyzyjnie: Czy moja wiara i to, w jaki sposób żyję, prowadzi mnie do świętości?
Spróbujmy poszukać odpowiedzi, sięgając do niedzielnych czytań. Człowiek święty ma serce wolne od nienawiści, zemsty i urazy. Z tymi wewnętrznymi odruchami często nie jest wcale łatwo sobie poradzić, zwłaszcza jeśli zostaliśmy przez kogoś boleśnie zranieni. Niejednokrotnie stają się one niemal dla nas naturalne, tak bardzo się do nich przyzwyczajamy. Pan Bóg chce nas uwolnić od tych negatywnych reakcji, gdyż one nie przynoszą nam ulgi. Wprost przeciwnie. Sprawiają, że jeszcze bardziej cierpimy, a zło zaczyna opanowywać nie tylko nasze wnętrze, ale również to, co nas otacza.. Świat dookoła staje się skażony złem, nasze cierpienie coraz bardziej dojmujące, chociaż niejednokrotnie bardzo skrzętnie skrywane. Nie znaczy to jednak, że nie należy się bronić. Będziesz upominał bliźniego, aby nie ponieść winy z jego powodu (Kpł 19,17) – mówi do nas Bóg. Trzeba reagować na niesprawiedliwość i korygować błędy tych, którzy się ich dopuszczają. Korygować nie znaczy jednak atakować z tą samą siłą, zadając podobne cierpienie i nakręcając spiralę zła. Korygować – to starać się pomóc z taką miłością, jakiej uczy nas Jezus. Chociaż często osoba, której chcemy pomóc, wcale tego nie widzi, nie docenia. Jeśli tak się dzieje, nie będziemy ponosić winy, czyli nie zostaniemy obciążeni tym samym ciężarem zła. Nasze serce nie będzie nosiło w sobie urazy. Oczywiście ten proces wymaga czasu.
Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące! (Mt 5,41) Niekiedy trzeba iść z kimś wbrew sobie, dać mu swój swój czas, swoją obecność, a wspólna droga często zmienia ludzi. Tego, kto nas zmusił do tej wędrówki, ale również ( a może przede wszystkim) mnie. Uczy cierpliwości, zrozumienia i pozwala dostrzec to, co kryje serce. Pan Bóg mówi również, by nadstawić drugi policzek. To bardzo niepopularne. Nie lubimy być upokarzani w jakikolwiek sposób – gestem, słowem, nieco skrywanym lekceważeniem. Niczym. Najprostszą reakcją jest odwet, zemsta. Zwłaszcza taka niemal niedostrzegalna dla osób trzecich, a dotkliwie raniąca serce konkretnej osoby. Ogromnej dojrzałości, mądrości i pokory wymaga zatrzymanie zła na sobie. Miłować nieprzyjaciół i modlić się za swoich prześladowców – to bardzo trudne przykazanie. Patrząc tak po ludzku – jest ono po prostu niesprawiedliwe. Poza tym trudne do zrozumienia i naiwne. Dlaczego mamy wybaczać, kochać, modlić się za tych, którzy nas skrzywdzili? Pan Bóg odpowiada: Ja jestem Pan! (Kpł 19,18). Święty Paweł nas zapewnia, że to Bóg udaremnia zamysły przebiegłych, a także: Wie Pan, że próżne są zamysły mędrców (1Kor 3,19-20). Każe nam miłować bliźniego, bo wie, że tylko miłość może pokonać zło. Nie tylko mówi o tym, ale posyła swojego Syna, a przez Niego wkracza w naszą ludzką rzeczywistość. I wcale nie czyni tak ponieważ, zasłużyliśmy sobie na tę ofiarę. Ważne, aby być świadomym, ile każdy z nas nosi w sobie win, grzechów, zła i co Bóg z tym zrobił. Jezus nie działa w sposób porywczy, agresywny, nie karze, nie szuka zemsty. Nie przynosi mu satysfakcji patrzenie na opłakane konsekwencje naszych wyborów. Umiera na krzyżu tylko dlatego, ponieważ bardzo kocha. Bierze na swoje ramiona krzyż, a w nim nasz grzech i w ten sposób przywraca możliwość powrotu. Teraz czeka, daje czas i szansę wszystkim. Zarówno tym dobrym, jak i złym; sprawiedliwym i niesprawiedliwym. Bóg ma inną ekonomię niż ta nasza, ludzka. Widzi wszystko w innej perspektywie. Jeśli ktoś mniema, że jest mądry na tym świecie, niech się stanie głupim, by posiadł mądrość. Mądrość bowiem tego świata jest głupstwem u Boga (1Kor 3,18). Nawet jeśli po ludzku przegrywamy, to wygrywamy u Boga i jeśli jesteśmy w oczach innych mali, to stajemy się wielcy. Ta rzeczywistość już nas nie niszczy, nie odbiera nam wspólnego bycia z Bogiem. Ostatecznie ekonomia Boga jest jedyna i skuteczna, bo daje prawdziwe życie. Stajemy się świątynią, w której On mieszka. Duch Boży zamieszkuje w nas. Wtedy wszystko jest nasze: czy to Paweł, czy Apollos, czy Kefas; czy to świat, czy życie, czy śmierć, czy to rzeczy teraźniejsze, czy przyszłe, wszystko jest wasze, wy zaś Chrystusa, a Chrystus – Boga (1Kor 3,22-23). Nie zapominajmy, że w korynckiej wspólnocie, do której pisze święty Paweł przynależność do jednego z wyżej wymienionych liderów dotyczyła bardzo poważnego konfliktu. Nie kieruje on swoich słów do ludzi idealnych. Wprost przeciwnie. A jednak mówi im, że są świątynią Boga (1Kor 3,16).
Nie możemy być święci tylko dlatego, że tak bardzo się staramy. Nie. Źródłem i mocą jest Pan Bóg. Tylko Jego obecność, Jego łaska, Jego miłość. On uczy kochać i wybaczać. Pozostaje tylko kwestia podjęcia decyzji, by wejść w tę przedziwną Bożą ekonomię. Zaufanie Bogu. Ci, którzy się zdecydowali kochać i wybaczać, mimo wszystko, często nie mieli łatwego życia, jednak doświadczyli zupełnie innego szczęścia, wolności i miłości. Stawali się synami Ojca, który jest w niebie (Mt 5,45), a to jest bezcenne.