26.01.2020 przeżywamy pierwszą Niedzielę Słowa Bożego ustanowioną niedawno przez papieża Franciszka dla całego Kościoła. Z pewnością będziemy słyszeli wiele razy o tym, co jest ważne podczas czytania Biblii, w jaki sposób ją czytać, jak rozważać. To wszystko jest istotne. Jednak – jak podkreśla o. Jan Stefanów SVD, sekretarz generalny Katolickiej Federacji Biblijnej, w artykule opublikowanym na deon.pl (bardzo polecam ten tekst) – nie chodzi tylko o czytanie Biblii, ale o wsłuchiwanie się w Boga, mówiącego do nas poprzez dzieło stworzenia, poprzez księgi Pisma Świętego i we wspólnocie Kościoła.
Papież nie ogłosił Niedzieli Biblijnej, czyli świętowania «Księgi», lecz Niedzielę Słowa Bożego. Ma to być zatem osobiste spotkanie z żywym i wcielonym Słowem Bożym, którym jest Jezus Chrystus. Od tego spotkania rozpoczyna się dialog, do którego nas zaprasza. sam Bóg. Z tych spotkań, ze słuchania Jego Słowa i czasu spędzanego z Nim w ciszy rodzi się bliska relacja.
Myślę, że najważniejsze jest, aby w ogóle zacząć spotykać się ze Słowem. Tak po prostu znaleźć na półce Biblię, otworzyć i zacząć czytać. Oddać Panu Bogu trochę czasu i być w tym konsekwentnym. Nie zniechęcać się. Być cierpliwym. Resztę Pan Bóg poprowadzi.
Ostatnio, w związku z działalnością św. Jana Chrzciciela, wspominałem tutaj o dawaniu świadectwa. Chciałbym zatem podzielić się moim doświadczeniem takiego spotkania z żywym Bogiem. Pisałem już o tym w swojej książce pt. Misja Panama, ale myślę, że warto do tego wrócić.
Gdy byłem proboszczem dosyć dużej parafii w Palacaguinie (Nikaragua), mieliśmy poważny problem z tym, że młodzież po otrzymaniu bierzmowania po prostu znikała. Chyba podobnie jest w Polsce. Długo się zastanawiałem, co zrobić. Modliłem się w tej intencji. Któregoś dnia pojawiła się myśl, by kolejny rocznik przygotowujący się do sakramentu bierzmowania poprowadzić trochę inaczej. Oprócz tradycyjnej katechezy znanej od lat i prowadzonej przez katechistów, postanowiłem zorganizować dla nich regularne spotkania, aby spróbować uczyć ich osobistego spotkania z Jezusem. Raz w tygodniu podczas adoracji Najświętszego Sakramentu, która zawsze miała miejsce w sobotę wieczorem, prowadziłem dla nich «Lectio divina». Nie zajmowałem się w ogóle teorią tej modlitwy. Po prostu czytałem Ewangelię na daną niedzielę i siadałem z nimi w kościele, w półmroku, przy blasku świec, podobnie jak robią to w Taizé. Po dwukrotnym spokojnym odczytaniu tekstu, powracałem do niektórych zdań lub słów, które mnie dotknęły. Słuchałem i patrzyłem na Najświętszy Sakrament. A potem na głos rozmawiałem z Jezusem i mówiłem Mu o tym, co dotknęło mojego serca. Trwało to zwykle około dwudziestu minut. Zapraszałem ich później, aby i oni zaczęli się tak modlić. Zwyczajnie rozmawiać z Jezusem. Przez pierwsze tygodnie nie było chętnych. Nikt się nie odzywał, ale przychodzili. Byli. Mimo że nie potrafili jeszcze o tym mówić, często widziałem, jak Bóg dotykał ich serc. U niektórych osób czasami pojawiały się łzy, ktoś inny przeżywał radość. Zdarzało się też, że ktoś później przychodził porozmawiać. Najważniejsze, że spotykaliśmy się tam razem z Jezusem. Słuchaliśmy Jego słów.
Tak minęło około pół roku. Dopiero wtedy coś w nich pękło. Przestali się bać. Zaczęli się głośno modlić. Minął rok. Wszyscy przyjęli sakrament bierzmowania. Niektórzy z nich chcieli kontynuować te spotkania. Od tego zaczęła się także ich misja, ponieważ kolejny rocznik przygotowywaliśmy już razem. Wielu z nich tam właśnie odkryło czym jest, a raczej Kim jest Słowo Boże. Radość z tego spotkania sprawia, że dopiero od tego odkrycia zaczyna się prawdziwe święto.
Może warto zacząć w ten sposób, by jak młodzież z Palacaguiny, doświadczyć radości spotkania? Przede wszystkim znaleźć czas w sobotę, usiąść spokojnie, zapalić świecę i poczytać niedzielną Ewangelię. Wejść w opisywaną sytuację. Uruchomić wyobraźnię, zobaczyć tę scenę i dać czas. Nawet jeśli nie będziemy wiedzieli, co dalej, albo jak sobie z tym poradzić, to nieważne. Ważne, żeby powracać do tego tekstu. Pan Bóg znajdzie sposób, aby się z nami spotkać. Zawsze tak jest.
Później kolejny raz słyszymy to Słowo w czasie niedzielnej Eucharystii oraz podczas homilii, której już zupełnie inaczej się słucha. Duch Boży zaczyna nas dotykać.
Słowo jest jak ziarno, które potrzebuje czasu, miejsca i warunków. Zaczyna kiełkować i rosnąć w naszym sercu. Pan Jezus mówił tak: «kto ma uszy do słuchania niechaj słucha» (Mt 13,1-9). Zwraca się do tych, którzy będą chcieli z Nim być. Szybko okaże się, że Jezus jest obecny z nami podczas całego tygodnia naszej pracy, w codziennych troskach i zabieganiu. To Słowo powoli będzie nas przemieniało.
Jeżeli ktoś nie miał takiego doświadczenia wcześniej, a chciałby zacząć, ta niedziela jest bardzo dobrym momentem. Nie warto czynić od razu wielkich postanowień, że codziennie, że godzinę etc. etc., bo szybko pojawi się zniechęcenie i frustracja. Jeśli jednak komuś uda się chociaż raz w tygodniu po prostu pobyć w obecności Słowa, tak jak nam wtedy z młodzieżą w Nikaragui, odkryje wielki skarb. Skarb, który czeka, by go odnaleźć. Jeśli się uda przez rok regularnie spotykać się ze Słowem, w przyszłym roku Niedziela Słowa Bożego stanie się już zupełnie innym przeżyciem. Bo serce będzie już inne.