Bóg mój stał się moja siłą… (Iz 49,3)
Paweł, z woli Bożej powołany na apostoła Jezusa Chrystusa…. (…) Łaska wam i pokój od Boga Ojca naszego i Pana Jezusa Chrystusa! (1 Kor 1, 1-3)
Jan zobaczył podchodzącego ku niemu Jezusa i rzekł: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata. (…) „Ujrzałem ducha, który zstępował z nieba jak gołębica i spoczął na Nim. Ja Go przedtem nie znałem, ale Ten, który mnie posłał, abym chrzcił wodą, powiedział do mnie: „Ten, nad którym ujrzysz ducha zstępującego i spoczywającego na Nim, jest Tym, który chrzci Duchem Świętym”. Ja to ujrzałem i daję świadectwo, że On jest Synem Bożym”. (J 1, 29-34)
Bóg jest mocą wszelkiego naszego działania. On przychodzi, wybiera, posyła, przebacza, uświęca. To On stoi w centrum naszego życia, chociaż nie zawsze w pełni to sobie uświadamiamy. Jakoś w naturalny sposób całe dobro, które nas spotyka przypisujemy sobie. Swoim zdolnościom, talentom, możliwościom… Trudno nam dostrzec Boga i Jego łaskę w naszych zwyczajnych, codziennych zdarzeniach, sytuacjach, spotykanych osobach. Święty Paweł, opisując korynckich chrześcijan, nazywa ich tymi, «co na każdym miejscu wzywają imienia Pana naszego, Jezusa Chrystusa». Może warto dzisiaj przeanalizować tę myśl? Jak to jest w moim życiu? Czy często pojawia się w moim sercu pragnienie szukania kontaktu z Bogiem? Czy przywołuję Go myślą? Czy pragnę być z Nim i wzbudzam w sobie intencję, aby był On obecny w każdym moim działaniu. Każdym, czyli nie tylko w tym duchowym.
Kiedyś u werbistów (Zgromadzenie Słowa Bożego – SVD) odmawiało się tzw. modlitwy kwadransowe. To taki rodzaj modlitwy nieustającej. Czy to we wspólnocie, czy indywidualnie misjonarze podczas swojej pracy, gdzieś w drodze, na budowie, w biurze, w drukarni czy przy jakimkolwiek innym zajęciu starali się przywoływać Trójcę Przenajświętszą. W ten sposób stale trwali w obecności Boga. A modlili się tak:
Boże, prawdo odwieczna, wierzymy w Ciebie.
Boże, mocy nasza i zbawienie nasze, ufamy Tobie.
Boże, dobroci nieskończona, z całego serca miłujemy Ciebie.
Tyś Słowo swe posłał dla zbawienia świata, spraw, abyśmy wszyscy w Nim jedno byli. Napełnij nas Duchem Syna Twojego, abyśmy sławili Imię Twoje. Amen.
Wtedy na misje jechało się najczęściej tylko raz w życiu i już się nigdy nie wracało. One way ticket. I rzeczywiście to, co robili i w jaki sposób sobie radzili w różnych, często ekstremalnych warunkach było zadziwiające. Wiedzieli, że zadanie, którego się podjęli, zdecydowanie ich przerasta. A mimo to dokonywali wspaniałych rzeczy. Nie byli sami ani słabi, bo współpracowali z łaską. Modlitwy kwadransowe i systematyczne życie duchowe sprawiało, że stawali się, jak pisze Paweł, «uświęceni w Jezusie Chrystusie» i dzięki temu reszta była już tylko przeżywaniem swojego «powołania do świętości wespół z innymi». A «innymi» byli ludzie, do których zostali posłani. Gdzieś tam daleko, na krańcach świata stawali się świadkami Tego, który ich posłał. Byli ludźmi Boga. Jego obecność w sercu dawała im moc. Znali Go. Żyli z Nim w bliskiej relacji. Do dzisiaj ciągle nas to zachwyca i na ile możemy czy umiemy, staramy się iść tą samą drogą. Przypomina mi się film dokumentalny w reżyserii Simona Targeta pt. „Polscy misjonarze” („The Polish Missionaries”), który miał swoją premierę w listopadzie 2018 roku, a opowiada o pracy misyjnej w Papui Nowej Gwinei. Stale są wśród nas misjonarze, którzy decydując się na wyjazd na misje, oddają całe swoje życie bez reszty. Ich wiara i zjednoczenie z Jezusem daje im siłę do trwania w tych miejscach.
Ostatnio mówiło się w Kościele, że jesteśmy ochrzczeni i posłani. Myślę, że warto o tym pomyśleć, kiedy słuchamy dzisiaj Jana Chrzciciela, który daje świadectwo o Jezusie, opowiadając swoją historię. Mówi, że wcześniej Go nie znał. Ale przyszedł taki moment, kiedy rozpoznał Go w chwili chrztu w Jordanie. Ujrzał, poznał, uwierzył i teraz już nie może żyć inaczej, jak tylko dawać o Nim świadectwo. Tam, nad Jordanem «poznać» kogoś znaczyło nie tylko dowiedzieć się, jak ma na imię, skąd pochodzi, kim jest… «Poznać» znaczyło żyć w bliskiej relacji z tą osobą.
Z nami jest podobnie. Nasz chrzest był takim niezwykłym spotkaniem, zjednoczeniem z Bogiem. Otrzymaliśmy wielki dar, łaskę od Boga. On już się nam «objawił», jeszcze zanim zaczęliśmy o tym myśleć. Tak bardzo nas ukochał. Nie musimy czekać i wypatrywać Go przez całe lata jak Jan Chrzciciel. Już żyjemy życiem Boga. Na każdej Eucharystii słyszymy: «Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata. Błogosławieni, którzy zostali zaproszeni na Jego ucztę». Życzenia św. Pawła skierowane do Koryntian spełniają się w nas. «Łaska i pokój od Boga Ojca naszego i Pana Jezusa Chrystusa» już zostały nam udzielone w chrzcie świętym. Można powiedzieć, że jesteśmy tymi «szczęściarzami», którym się udało. Bóg chce działać swoja mocą w życiu każdego z nas, daje nam swoją łaskę. Tak po prostu, za darmo, bo kocha. Oczekuje tylko naszej odpowiedzi.
Dzisiaj bardzo dotknęły mnie słowa Modlitwy eucharystycznej: «Spraw, abyśmy posileni Ciałem i Krwią Twojego Syna i napełnieni Duchem Świętym, stali się jednym ciałem i jedną duszą w Chrystusie» . Niesamowite, jak piękna i głęboka jest ta prośba Kościoła. I Bóg jest stale otwarty, aby ją spełniać. Kiedy rzeczywiście odkryjemy i doświadczymy, że jesteśmy jedno z Nim, to tak samo jak u Jana Chrzciciela, zacznie się zupełnie nowe przeżywanie wiary. Będziemy mogli dawać o tym świadectwo. Bóg wtedy zaczynie działać w nas i dookoła nas swoją wielką mocą.
Na ile znamy Jezusa i jak Go znamy? Albo co wynika z tego, że Go znamy? To są pytania na dzisiejszą niedzielę. Jan uczy nas, że moja relacja z Jezusem nie jest jedynie jakąś prywatną sprawą zarezerwowaną tylko dla mnie. Konsekwencją spotkania i poznania Jezusa ma być świadectwo życia. Jeżeli nie ma świadectwa, to znaczy, że moja relacja z Nim wymaga jeszcze ciągłego pogłębiania.
A Bóg jest bardzo cierpliwy i czeka na ciebie.